Mogielica, ten szczyt zostawiamy sobie na deser naszego czterodniowego pobytu w małopolsce, podczas długiego weekendu czerwcowego.
Niedziela, czas powrotu, do domu daleko, ale ambitne plany nie pozwalają wyjechać stąd, nie zdobywszy choć jeszcze jednego szczytu.
W tym regionie mamy do wyboru Lackową Turbacz, Lubomir i Mogielicę.
Szybki (zbyt szybki, ale o tym później) rzut oka na mapę i wybór pada na Mogielicę.
Po wczorajszym zdobyciu Radziejowej i noclegu na urokliwej polanie w Obidzy przyszła pora, żeby stąd zjechać. Wjazd kamperem na wysokość ponad 900 m n.p.m. do łatwych nie należał, ale zjazd ….to był wyczyn!
Jedną ręką trzymam się kurczowo uchwytu nad drzwiami, drugą ściskam kciuki za pomyślności kamperkowych hamulców, bo bardzo tu stromo. Pocieszam się, że damy radę, skoro ludzie tu mieszkają to nawet zimą, gdy ślisko muszą jakoś wjeżdżać i zjeżdżać tą drogą.
Po 1,5 godzinie jesteśmy w Gryblówce koło Szczawy, skąd niebieskim szlakiem udamy się na Mogielicę. Tu, na dużym placu wykorzystywanym przez handlarzy do prezentowania darów okolicznych urodzajnych lasów, zostawiamy kampera. Z tego miejsca widać bardzo odległy, ledwie majaczący w porannej mgle wysoki szczyt z drewnianą wieżą. To nasz cel, najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego.
Małżeństwo sprzedające z samochodu opowiada nam historię o turystach, którzy przyjechali zdobywać Mogielicę, ale nie doszli, bo ilość znalezionych grzybów pokrzyżowała im plany.
Po takich opowieściach ja, zapalona grzybiarka, podziwianie widoków już mam z głowy. Teraz czujnie będę wypatrywać, czy gdzieś nie rośnie jakiś śliczny kapelusik prawdziwka.
Jeszcze porada, że możemy iść drogą, jest łatwiejsza, ale dłuższa, bo pnie się serpentynami, lub niebieskim szlakiem turystycznym.
Ja wolę trzymać się szlaku.
Wyruszamy.
Mogielica 1170 m n.p.m.
Najpierw przez mostek na rzeczce Kamienica i w lewo. Od początku, szlak ostro pnie się w górę i już po chwili mam zadyszkę!
Na naszej mapie dużą czcionką napisano czas wejścia 1 godz.40 minut. Ech, gdyby to prawda była. Po godzinie trudnej wspinaczki, szczyt nadal się nie przybliża. Coś zaczyna nam nie pasować. Dopiero po wytężeniu wzroku, okazuje się, że na mapie 1 godz. 40 minut to czas dojścia do przełęczy Przysłopek, a stamtąd na szczyt jeszcze 1 godz. 20 min. Razem 3 godziny wejścia !!!! i pewnie tylko trochę mniej na zejście. Gdybyśmy o tym wiedzieli, na pewno nie wybralibyśmy tego podejścia. Z Jurkowa jest bliżej!!!
Popatrzeliśmy na siebie, ale żadne z nas nie chciało zrezygnować. Jesteśmy na szlaku, idziemy dalej.
Presja czasu, (a może złapana przez 3 dni wędrowania po górach kondycja) robi swoje, mniej odpoczywamy i maksymalnie przyspieszamy.
Po dwóch godzinach i 20 minutach jesteśmy na szczycie Mogielicy. Dobry czas!
Tu, tak jak na Radziejowej, stoi drewniana wieża widokowa. Wejście na wieżę do łatwych nie należy, ale widok na panoramę Beskidu Wyspowego uroczy. Pogoda dopisuje i chyba po raz pierwszy żałuję, że nie ma opadającej mgły.
Beskid Wyspowy charakteryzuje się odosobnionymi szczytami o zbliżonej wysokości, więc tylko wyobrażam sobie, jak wynurzając się sponad mgły przypominałyby porozrzucane wyspy.
Mogielica należy do szczytów wybitnych, ładnie to brzmi, ale nie chodzi o zasługi, a o różnicę wysokości.
Lista szczytów Polski o wybitności powyżej 300 m tutaj.
Nam Mogielica wybitnie dała w kość. Na szlaku co najmniej cztery strome i po osuwających się kamieniach podejścia.
Wysokości – Gryblówka 520 m.n.p.m, (godzina 9:20 i 13:45)
Przełęcz Przysłopek 990 m.n.p.m. (godzina 10:30)
Mogielica 1170 m.n.p.m. (godzina 11:40)
z tego wynika, że Mogielica jest o 650 m powyżej parkingu w Gryblówce.
Polana Stumorgowa oświetlona promieniami słońca pozostanie w moich wspomnieniach ulubionych widoków.
Cóż jeszcze na szlaku spotkaliśmy zaledwie kilka osób.
Grzybów nie znalazłam, za to jagodzianek, poziomek, malin i jeżyn tu mnóstwo. Dopiero dojrzewają – po prostu przyjechaliśmy o 3 tygodnie za wcześnie.